Pages

niedziela, 1 czerwca 2014

O kolarstwie.

Tym razem nie o własnym kręceniu korbą chciałem. Rafał Majka pojechał właśnie cholernie dobry wyścig zajmując szóste miejsce w najsilniej obsadzonym Giro d'Italia od lat. Pod sam koniec imprezy dopadły go problemy z żołądkiem, które zapewne kosztowały go przynajmniej jedną pozycję, ale i tak chłopakowi za ten wyścig należą się gromkie brawa.

Wiem, że nie każdy lubi kolarstwo. Wiem też, że wśród tych, co kolarstwa nie lubią znajduje się wielu zapalonych rowerzystów. Sport to wydolnościowy, gdzie największe laury czekają tych, którzy cechują się największą siłą i wytrzymałością, nic dziwnego więc również, że ogromnie poturbowany plagą dopingu. W odbiorze kolarstwa z pewnością nie pomaga też najgłośniejszy sportowy upadek tego wciąż młodego tysiąclecia, czyli przypadek Lance'a Armstronga, który bohaterem nie tylko sportowym (walka z nowotworem) okazał się być w dużej mierze dzięki dopingowi. Nic dziwnego zatem, że wielu ludzi nie traktuje kolarstwa poważnie, a sam sport natychmiast kojarzy im się z EPO. Sam znam kilka takich osób i nie wierzę, że są to wyjątki od reguły. Moje podejście do sportu (i w ogóle do ludzi) jest nieco inne i dopóki cokolwiek nie zostało komukolwiek udowodnione, dla mnie wszystko jest czyste, bo niby dlaczego miałbym myśleć inaczej. W momencie, kiedy najwięksi tego sportu, jak zeszłoroczny zwycięzca Tour de France Chris Froome wręcz domaga się zwiększonej ilości kontroli antydopingowych przed tegoroczną Wielką Pętlą, nie mam powodów by wierzyć, że doping jest w dzisiejszym peletonie rzeczą powszechną. Ufam, że upadek Armstronga da każdemu do myślenia. 

Inna sprawa jest taka, że kolarz nie ma w życiu łatwo. Być częścią profesjonalnego peletonu to od lat naprawdę wielki wysiłek i abstrahuję tu już od rozmaitych kraks podczas wyścigów, w których biorą udział kolarze przy prędkościach, które przeciętnego człowieka przyprawiają o zawrót głowy. Tymczasem niejeden poszkodowany w kraksie kolarz, nie bacząc na uszczerbek na zdrowiu, z powrotem wsiada na rower i kręci do końca etapu. Kocham piłkę nożną, ale spróbujmy choćby znaleźć podobnego piłkarza. Wytrzymałość i odporność na ból to nie wszystko, co sprawia, że kolarzy darzę niezmiernym szacunkiem, którym nie są w stanie zachwiać wpadki dopingowe co poniektórych czołowych postaci światowego peletonu. Pamiętam taki obrazek z Tour de France, kiedy z winy stojącego przy drodze kibica Lance Armstrong upadł z roweru podczas jednego z górskich etapów. Rywalizujący z nim wówczas o zwycięstwo w Tourze Jan Ullrich zwolnił i poczekał na Amerykanina, który go ostatecznie dogonił i pokonał. Podoba mi się ten etos, że nie wykorzystujemy potknięć rywala niezależnych od niego. Oczywiście, ta zasada nigdy nie będzie mieć bezwzględnego zastosowania (bo np. podczas takiego Paryż-Roubaix kraksy i wypadki są wpisane w charakterystykę wyścigu), ale generalnie podczas wielkich tourów najwięksi kolarze starają się jej przestrzegać. 

Nie da się ukryć, że czasem - zwłaszcza podczas płaskich etapów - dzieje się niewiele. Tzn. niby się dzieje, a i tak wiadomo, że peleton skasuje każdą ucieczkę, by wygrać mógł sprinter pokroju Marka Cavendisha. Kolarstwo w tv w naszym kraju to głównie Eurosport i jego ekipa z Tomaszem Jarońskim na czele. Panowie spisują się wyśmienicie i rzeczywiście podczas mniej ważnych etapów świetnie wywiązują się ze swoich zadań, by mimo mniej emocjonującej rozgrywki na trasie utrzymać widza przy transmisji. Kolarstwo to nie piłka nożna, koszykówka czy inny sport, w którym rzeczy dzieją się nagle i bez przerwy trzeba trzymać rękę na pulsie. Tutaj nie zawsze idzie akcja za akcją. 

Najfajniejsze w kolarstwie ostatnimi czasy jest to, że mamy młodych chłopaków, którzy sprawiają, że ten sport może (i powinien) istotnie nas obchodzić. Bo jeśli Michał Kwiatkowski wygrywa w Strade Bianche ogrywając Petera Sagana a później melduje się w czołówce każdego klasyka, w którym bierze udział, zaś Rafał Majka jest liderem swojej ekipy w przeżywającym renesans swojej popularności Giro, to znaczy że ci panowie w profesjonalnym peletonie naprawdę wiele znaczą. Szóste miejsce Majki, mimo naszych i Rafała marzeń o podium i wobec jego zdrowotnych problemów należy uznać za sukces, tym bardziej że w zeszłym roku było podobnie mimo (moim zdaniem) słabszej konkurencji, co nie pozwala nam myśleć o tym jako o jednorazowym wyskoku. Przyznać trzeba, że Kolumbijczycy w osobach Quintany i Urana Urana byli nie do objechania, a i Włosi wystawili dobrych kolarzy w osobach rewelacyjnego Aru i Domenico Pozzovivo. A jednak kto wie, jak potoczyłyby się losy Rafała Majki, gdyby nie jego problemy z żołądkiem na ostatnich etapach. Tak czy inaczej, szóste miejsce Polaka jest sukcesem. Teraz pozostaje poczekać do lipca, kiedy ruszy Wielka Pętla, w której naszą nadzieją będzie Michał Kwiatkowski. Jestem przekonany, że będzie podobnie fajnie. 

Wiem, że nie każdego da się do kolarstwa przekonać, ale ja lubię zwiedzać świat z profesjonalnym peletonem w ekranie i Jarońskim oraz Proboszem na fonii. Kolarstwo bywa pasjonujące, warto dać mu szansę. 

Czesław Lang biegnie na metę etapu Tour de Pologne w Zakopanem. Rok 2012. Zdjęcie moje. 

Etap wygrywa Ben Swift.

A tu Rigoberto Uran Uran.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz