Pages

środa, 23 kwietnia 2014

Bydgoszczy dwie twarze.

Opera Nova z Wyspy Młyńskiej.
Wielkanoc w tym roku przyniosła wiosnę. Nie przedwiośnie, ale właśnie wiosnę taką uczciwą, kiedy już wiemy, że pewne rzeczy się już nie wydarzą. I mimo, że zieleń na bogato spowiła drzewa dopiero kilka dni później, to sam skok temperatury, który pozwolił mi wbić się w krótkie spodnie, nadszedł właśnie podczas świąt. Ja i mój rower nie mogliśmy z tego nie skorzystać.

Dziwna jest ta Bydgoszcz. Z jednej strony każda kolejna nowa bądź zmodernizowana szeroka główna arteria nadaje jej zachodniego sznytu, z drugiej jednak unoszący się nad gruntowymi bocznymi uliczkami Miedzynia kurz sprawia, iż wrażenie mentalnego Zachodu równie szybko mija. Są fragmenty w Śródmieściu bardzo okazałe, ale wystarczy w ścisłym centrum odbić z Gdańskiej w Pomorską i podążyć nieco dalej w kierunku Sienkiewicza, by odnaleźć się w zupełnie innym świecie. Ale może wszystkie polskie miasta tak mają, że ich uroki i szpetota czasem wręcz na siebie nachodzą? Pochodzę z miasta mniejszego, które ostatnia wojna zrównała z ziemią, wobec czego nie ma w nim niemal starych kamienic czy kwartałów z zaniedbanymi tyłami i odpadającymi tynkami z frontów, do których remontu przez kilka dekad nie poczuwał się nikt.

Leśne.

Tak naprawdę bardziej prawdomówne są typowe blokowiska, gdyż nie obiecują one architektury wyższych lotów. Blok, jaki jest, każdy widzi i nie ma większego znaczenia, czy mamy do czynienia z socrealem z Leśnego bądź Kapuścisk, czy z wielką płytą Fordonu i innych osiedli (swoją drogą Fordon, będący miastem w mieście, zawsze mnie w jakiś sposób frasował: jak bowiem porównać go z innymi bydgoskimi osiedlami, skoro sam tak naprawdę jest zbiorowiskiem różnych osiedli i tylko zupełnie niewrażliwa bydgoska administracja nie jest w stanie tego zauważyć). Ciężko jednak wymagać, by ktoś chwalił się blokowiskiem, gdyż tylko otaczająca je zieleń jest w stanie uczynić je przyjemnym dla ludzi (swoją drogą pamiętam, jakie wrażenie za młodu robiły na mnie wrocławskie blokowiska, które oglądałem zza okien pociągu; wydawało mi się wtedy, że nic nad blokowisko nie istnieje). Atrybutami Bydgoszczy są jej wody (Brda, Wisła, Kanał), lasy ją okalające i ukształtowanie terenu, dzięki któremu jest kilka miejsc w mieście, z których panoramy są całkiem niebrzydkie.

Widok na Kapuściska z Wiaduktów Warszawskich. 
Chciałbym w tym blogu uwiecznić obie strony Bydgoszczy, obie jej twarze, gdyż jej prawdziwe oblicze wydaje się być właśnie wypadkową tych jej przepięknych, normalnych i odpychających zakamarków, które często znajdują się obok siebie stanowiąc tym samym pewnego rodzaju całość. Przyznam wszak, że gdyby nie rower, którym zacząłem się po mieście poruszać, w życiu nic podobnego by mi do głowy nie przyszło. Jadąc samochodem człowiek nie ma czasu zawiesić na czymkolwiek oka, ciężko też wymagać od siebie, że ruszymy piechotą z naszego osiedla w kierunku centrum tylko po to, by zapoznać się bardziej z miastem. Rower daje nam wolność i możliwość łatwego dostępu do tego rodzaju miejsc. Nic tak nie wzmacnia potrzeby odkrywania własnego miejsca zamieszkania niż właśnie rower; to dzięki niemu niejednokrotnie zajrzymy w miejsca, które w innych okolicznościach moglibyśmy przypadkowo lub z pełną premedytacją ominąć. A Bydgoszcz przecież na to nie zasługuje, niezależnie od tego, które ze swoich oblicz w danym miejscu i okolicznościach nam pokaże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz